Czeskie trasy rowerowe świetnie nadają się na bikepackingowe wyprawy. Ale czy da się w jednej trasie połączyć wszystko — płaskie ścieżki wzdłuż rzek, strome podjazdy między skalnymi formacjami i gravelowy przejazd przez góry na wysokości 1000 m n.p.m. – a do tego przejechać przez trzy kraje? Tak właśnie wyglądała nasza ponad 600-kilometrowa wyprawa rowerowa z Pragi, przez Drezno, Czeską Szwajcarię i Góry Izerskie, aż do Wrocławia. Jeśli szukacie inspiracji na wakacyjną wyprawę rowerową, pełnej przyrody, gór, ale i zabytkowych miast – zapraszam do lektury!
Przebieg trasy
Trasa naszej wyprawy rowerowej rozpoczyna się w Pradze i prowadzi przez około 250 km do Drezna łagodną i pełną natury ścieżką rowerową wzdłuż Wełtawy i Łaby – popularnym szlakiem rowerowym Elberadweg.

Po dotarciu do Drezna zawracamy, by prawym brzegiem Łaby wrócić na południe, w kierunku Czeskiej Szwajcarii.
W okolicach Děčína opuszczamy dolinę Łaby i skręcamy na wschód, wjeżdżając w teren Czeskiej Szwajcarii – to jeden z piękniejszych odcinków całej trasy, pełen skalnych formacji, podjazdów i widoków na czeskie pagórki.

Docieramy do Liberca, skąd gravelową trasą przez Izery przekraczamy granicę polsko-czeską. Z gór zjeżdżamy do Jeleniej Góry.

Ostatni etap to odcinek z Jeleniej Góry do Wrocławia. Najpierw Szlakiem Rowerowym Doliny Bobru ER-6, z którego odbijamy w kierunku Świdnicy. Tam włączamy się na trasę EuroVelo 9, by wśród łagodnych wzgórz, dolnośląskich wsi i sąsiedztwa masywu Ślęży dotrzeć do Wrocławia.
Mapa i GPX do pobrania
Spis treści
- Dojazd do Pragi
- Dzień 1: Praga – Litomierzyce (117 km)
- Dzień 2: Litomierzyce – Hřensko (73 km)
- Dzień 3: Hřensko – Drezno – Hřensko (127 km)
- Dzień 4: Czeska Szwajcaria pieszo
- Dzień 5: Hrensko – Liberec (101 km, 1517 m w górę)
- Dzień 6: Liberec – Jelenia Góra (74 km, 1295 m w górę)
- Dzień 7: Jelenia Góra – Wrocław (155 km, 1227 m w górę)
Dojazd do Pragi
Do Czech przyjechaliśmy pociągiem: najpierw z Krakowa do Katowic Kolejami Małopolskim, a potem z Katowic do Pragi czeskim liniami České dráhy. Polecam kupowanie biletów przez stronę czeskiego przewoźnika (www.cd.cz), gdzie dokupienie biletu na rower jest bezproblemowe. Niestety, kupując bilet na połączenia międzynarodowe, przez polskie strony zawsze miałem z tym kłopot.

W Pradze jedziemy na obiad do znanej nam z poprzedniej wyprawy restauracji Plzeňský restaurant Anděl, gdzie próbujemy czeskiego przysmaku – knedlików z gulaszem.

Następnie, w drodze na nocleg, odwiedzamy Małą Stranę i Praski Zamek.

Dzień 1: Praga – Litomierzyce (117 km)
Pierwszy pełny dzień wyprawy rozpoczynamy od przejazdu przez zachodnie wzgórza Pragi w kierunku Wełtawy. Z powodu remontów przejazd przez zabytkową Małą Stranę był nieco utrudniony.

Na szczęście po godzinie mozolnego przebijania się przez miasto docieramy do drogi rowerowej, która wyprowadza nas na obrzeża stolicy.
Trasa rowerowa wzdłuż Wełtawy
Jedziemy wygodną drogą rowerową wzdłuż Wełtawy – najdłuższej rzeki Czech. Ścieżka jest w większości asfaltowa, z kilkoma fragmentami szutrowymi. Szlak prowadzi tuż przy brzegu rzeki, a nie – jak to często bywa – po wałach.

Co jakiś czas szlak odbija znad brzegu Wełtawy i prowadzi nas zwyczajnymi, ale mało ruchliwymi drogami. Co rusz mijamy liczne plantacje chmielu rosnącego na wysokich tyczkach.


Na 65 km w okolicach Melnika dojeżdżamy do ujścia Wełtawy i tym samym wjeżdżamy na długodystansowy szlak rowerowy wzdłuż Łaby.
Choć to Wełtawa jest dłuższa, uznano, że wpływa do Łaby, a nie odwrotnie – taka ciekawostka 🙂
Po drodze mamy okazję obserwować jak wycieczkowy statek przepływa przez śluzę na rzece. Ciekawie było zobaczyć coś takiego na żywo 🙂


Ścieżka rowerowa wzdłuż Łaby
Dalsza droga prowadzi trasą rowerową wzdłuż Łaby (Elberadweg). Szlak wiedzie podobnymi ścieżkami rowerowymi tuż przy samym brzegu rzeki.


Co chwilę mijamy kawiarenki i bary dla rowerzystów – tutaj o infrastrukturę nie trzeba się martwić.

Widok nadbrzeżnych domków odbijających się w spokojnej tafli wody jest niesamowity.

Dojeżdżamy do Litomierzyc, gdzie wypada nasz nocleg. A nocujemy nie byle gdzie, bo w dawnym browarze zakonnym, w którym aktualnie mieści się hotel z restauracją. Miłym dodatkiem był fakt, że na powitanie dostaliśmy piwo bezalkoholowe, ale co najważniejsze – bez problemu mogliśmy przechować nasze rowery w garażu.


Wieczorem zdecydowaliśmy się na zwiedzanie miasta. Przechodząc przez zabytkowy rynek pełen starych, pięknie odrestaurowanych kamieniczek, od razu można było poczuć czeski klimat.


Po drodze udało się nam również zaobserwować, gdzie nocą tupta jeż 🙂
Szukasz innych tras przez Czechy?
Sprawdź Bikepacking z Pragi do Wiednia i Bratysławy szlakiem Greenways
Dzień 2: Litomierzyce – Hřensko (73 km)
Przez dolinę Łaby do bramy Czeskiej Szwajcarii
Drugi dzień naszej bikepackingowej wyprawy przez północne Czechy rozpoczynamy w Litomierzycach, kontynuując jazdę trasą rowerową wzdłuż Łaby. Ścieżka prowadzi samym brzegiem rzeki, co jakiś czas odbijając w spokojne czeskie wioski.

Po drodze mijamy wielu starszych rowerzystów z sakwami. Miło widzieć, że w tych rejonach turystyka rowerowa jest tak popularna, i to nie tylko wśród młodszego pokolenia.
W Usti nad Labem przejeżdżamy u podnóża zamku Strekov, wybudowanego na wysokiej skale.

Zbliżamy się do granicy, czego oznaką są (dawno już nieużywane) stare bunkry.
W jednej z rowerowych kawiarenek robimy sobie przerwę na Kofolę. Takich przyjemych miejsc jest tutaj pełno.

Děčín i coraz dziksza przyroda
Przejeżdżając przez Děčín, na drugim brzegu rzeki ukazuje się piękny widok – wzgórze Pastýřská Stěna. Na jego szczycie znajduje się restauracja z wieżą widokową, której architektura przypomina mały zamek. U samych stóp wzniesienia, przylegają do siebie ciasno upakowane, kolorowe kamieniczki.

Chwilę później wjeżdżamy na most, który prowadzi na lewy brzeg Łaby.
Dolina rzeki staje się coraz głębsza, a jej ściany coraz wyższe. Pojawiają się pierwsze formacje skalne – znak, że zbliżamy się do Czeskiej Szwajcarii.

Elberadweg w Niemczech
Będąc na lewym brzegu przekraczamy granicę Czech z Niemcami. Słupki graniczne są “trochę” nieaktualne – jak widać jeszcze z czasów Czechosłowacji. Dalszą trasę jedziemy przez Niemcy.

Na trasie pojawia się coraz więcej skał i robi się mega zielono. A w tym wszystkim pięknie wijąca się dolina Łaby.

Na przeciwległym brzegu widzimy nasz cel – wieś Hřensko, położoną w ciasnym kanionie rzeki Kamienica. Wysokie domy z elementami charakterystycznej, niemieckiej architektury, są przyklejone do wysokich skalnych ścian. Z daleka wygląda to jak brama do skalistej krainy.

Promem przez Łabę i podjazd o Mezny
Przekraczamy rzekę promem, wracając na czeską stronę. W Hřensku zatrzymujemy się w jednej z knajpek.

Uwaga! W całej miejscowości znajduje się tylko jeden mały sklep – z bardzo ograniczonym wyborem i z płatnością tylko gotówką.
Do naszego noclegu w miejscowości Mezná czeka nas jeszcze 7 km podjazd z łącznym przewyższeniem 175 m. Okolica pełna jest wysokich, martwych pni drzew. To ślady po wielkim pożarze z 2022 roku, który trawił lasy Czeskiej Szwajcarii przez trzy tygodnie na ok. 1060 hektarach.

Mezná – w sercu Czeskiej Szwajcarii
Nocujemy w Mezna 85 – to bardzo przytulny dom, prowadzony przez miłe małżeństwo. Mezná jest położona na wzgórzu, skąd widok na okolice jest nieziemski.

Widać skaliste góry i połacie lasów. Nie ma sklepów, nie ma ruchu, praktycznie nie ma ludzi. A dookoła cisza, zieleń i przestrzeń. To idealne miejsce na reset od codzienności.


Dzień 3: Hřensko – Drezno – Hřensko (127 km)
Kolejnego dnia zostawiamy bagaże w naszym noclegu i ruszamy na “lekko” w stronę oddalonego o 60 km Drezna. Na początek czeka na nas długi, przyjemny zjazd z powrotem do Hřenska. Chociaż teraz jest super, to wieczorem będziemy musieli pokonać ten sam odcinek… pod górę.
Promem do Niemiec
Po raz kolejny płyniemy promem – tym razem na niemiecki, lewy brzeg Łaby. Ścieżką wzdłuż samego brzegu rzeki będziemy się kierować do Drezna.

Wzdłuż Łaby do Drezna
Pogoda nie dopisuje – jest pochmurno i deszczowo. Droga prowadzi nas praktycznie przy samym brzegu rzeki. Na tym odcinku widać, jak bardzo popularna to trasa – ruch rowerowy jest dość spory.



Co ciekawe, zabudowa po tej stronie Łaby jest wyjątkowo gęsta – nawet bezpośrednio przy rzece. Ciężko tu poczuć kontakt z naturą.

Kurort Rathen i Bastei
Gdy dopada nas deszcz, chowamy się pod wiatą w miasteczku Kurort Rathen. Stąd odpływa prom na drugi brzeg Łaby, gdzie znajduje się słynny most skalny Bastei – jeden z najbardziej ikonicznych punktów widokowych w Saksonii Szwajcarskiej. Jeśli będziecie mieli okazję, naprawdę warto się tam wybrać. Ze względu na ograniczenia czasowe, my musieliśmy tą atrakcję odpuścić.


Rowerem przez Drezno
Im bliżej centrum Drezna, tym ruch na ścieżce jest coraz większy. Plusem jest to, że Łaba przepływa przez sam środek miasta, więc jadąc cały czas tą trasą z łatwością trafiamy do zabytkowego centrum.


Zwiedzamy Schlossplatz, gdzie stoi monumentalna Katedra Świętej Trójcy (Katholische Hofkirche).


Następnie jedziemy do kompleksu pałacowego Zwinger, który naprawdę robi wrażenie swoim ogromem i masą pięknych zdobień. Wydaje się, że każdy, nawet najmniejszy skrawek budynku został pokryty rzeźbami.



Mimo, że akurat trafiliśmy na remont ogrodów (sierpień 2024), to i tak Zwinger wciąż był wart odwiedzenia.

Jeszcze tylko odwiedzamy Theaterplaz i Operę Drezdeńską oraz pełen kolorowych kamienic plac Neumarkt.


A skoro już jesteśmy w Niemczech, to nie sposób zatrzymać się na obowiązkowego Currywursta.

Z Drezna do Czeskiej Szwajcarii prawym brzegiem Łaby
Mostem Augusta (Augustusbrucke) przekraczamy Łabę, aby wrócić do Czech bez potrzeby korzystania z promu. Prawobrzeżna trasa rowerowa jest dużo szersza w tym miejscu.


Poza zabytkami, po tej stronie jest również sporo zieleni i parków. To bardzo przyjemny odcinek trasy.

Droga nie zawsze biegnie bezpośrednio nad wodą – miejscami odbijamy na lokalne drogi przez kolorowe miasteczka.


Kolorowy Kurort Rathen i największy podjazd
W Kurort Rathen chwilowo kończy się ścieżka rowerowa tuż przy brzegu rzeki, a zaczynają podjazdy. Jeden z nich – o średnim nachyleniu 13% – prowadzi nas w stronę wzgórz. Jest ciężko, ale nagroda na szczycie czeka: spektakularne widoki na okoliczne pagórki.



Jak był podjazd – musi być też zjazd. Przez 2.5 km szybko zjeżdżamy do Rathmannsdorfu, po czym ponownie wracamy nad brzeg rzeki.

Zbliżamy się do Czech, robi się późno, a my mamy jeszcze kawałek do noclegu. I jak to często bywa na moich zagranicznych wyprawach rowerowych – z opresji i głodu ratuje nas Lidl! I nie jesteśmy jedynymi rowerzystami, którzy zatrzymali się tu na szybkie zakupy.


Do Hřenska docieramy już po zmroku, na chwile przed zamknięciem restauracji. Udaje nam się jeszcze zjeść porządny posiłek. A na deser – 7 km wspinaczka do Mezny. W kompletnej ciszy i ciemności, pośród skał i lasu – niesamowite uczucie.

Chociaż ten dzień jechaliśmy na lekko, to dystans i przewyższenia zrobiły swoje – zmęczenie jest spore.
Dzień 4: Czeska Szwajcaria pieszo
Po kilku dniach jazdy na rowerze robimy sobie przerwę – w końcu będąc w sercu Czeskiej Szwajcarii nie sposób wybrać się na trekkingową wycieczkę wśród tutejszych skał.
Zostawiamy nasze rowery w Meznie i jedziemy autobusem do Jetřichovic.

Stąd ruszamy niebieskim szlakiem przez las pośród charakterystycznych formacji skalnych.



Następnie wchodzimy na łączący się z nim szlak czerwony. Na tym szlaku odwiedzimy dwa ciekawe punkty widokowe: Rudolfův Kámen i Mariina skála.

Rudolfův Kámen
Pierwszy punkt widokowy na trasie to Rudolfův Kámen — wysoka formacja skalna, na którą prowadzą drewniane schody przeplatane ze stopniami wyżłobionymi w skale. Podejście jest krótkie, ale dosyć strome.

Uwaga – skała, na którą wchodzimy to piaskowiec, przez co cały czas mamy pod stopami luźne drobinki piasku, które zmniejszają przyczepność. Wchodźcie ostrożnie!
Na szczycie stoi mała wiata, z której rozpościera się piękny widok na okoliczne skały.


Mariina skála
Kolejnym punktem jest Mariina skála – jeden z najbardziej znanych punktów widokowych w okolicy.




Czerwonym szlakiem wracamy do Jetřichovic, gdzie zatrzymujemy się na obiad.


Następnie wracamy autobusem do Mezní, gdzie zbieramy siły przed kolejnymi dniami naszej rowerowej wyprawy – a te dni szykują się wyjątkowo górzyście.

Dzień 5: Hrensko – Liberec (101 km, 1517 m w górę)
Czas opuścić Czeską Szwajcarię: pakujemy rowery i ruszamy na wschód, w stronę Jetřichovic, gdzie dzień wcześniej byliśmy na pieszej wycieczce. Na początek czeka na nas zjazd krętymi drogami przez las – widać, że ta część regionu lepiej przetrwała pożary z 2022 roku.



Dalej zaczynają się podjazdy. Od 20-stego kilometra, przez kolejne 10 km, konsekwentnie pniemy się w górę na wysokość 579 m n.p.m. Na szczęście ta wspinaczka będzie zwieńczona ciekawym punktem widokowym.


Panská skála
Na 30 km trasy, w miejscowości Kamenický Šenov, z ziemi wyrastają setki bazaltowych słupów. To Panská skála, czyli naturalna bazaltowa formacja skalna o bardzo nietypowym kształcie. Powstała w wyniku stygnięcia lawy w wulkanicznym kominie i jest jednym z najstarszych rezerwatów przyrody w Czechach. Miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia.



Jeszcze trochę jedziemy grzbietami łagodnych pagórków, z pięknymi widokami na okolicę. Ale już niedługo czekają nas zjazdy. Po jednym z nich, zatrzymujemy się na kawę i ciacho w Novym Borze.

Pusté kostely
Na 49 km trafiamy na kolejne ciekawe miejsce – Pusté kostely. To zespół sztucznych jaskiń w Górach Łużyckich powstałych w wyniku wydobycia piaskowca. Jaskinia podzielona jest na odrębne komory, których strop jest wspierany przez masywne, skalne filary. Można tam bez problemu wejść, a nawet pojeździć rowerem.



Ale te jaskinie to tylko zapowiedź tego, co jeszcze można spotkać w tym regionie.
Pekelné Doly
Kolejny ciekawy przystanek na trasie to motoclub Pekelné Doly – podziemna knajpa i motocyklowy klub wykuty w skale.



To jedno z najbardziej oryginalnych miejsc na trasie – wnętrze przypomina piekielną grotę, a wszędzie dookoła stoją motocykle. Do tego ten diabelski wystrój. Powietrze wewnątrz przesycone jest spalinami.

To miejsce z pewnością przypadnie do gustu fanom motocykli.
Wstęp: 50 CZK dla pieszych/rowerzystów. Dla motocyklistów wstęp darmowy. Można wejść do środka z rowerem.
Ruszamy dalej, spokojnymi drogami, wśród słonecznych pól, lasów i pagórków.


Na 79 km mamy już ostatni większy podjazd. Za nim już tylko zjazd do Liberca…


…albo tak się nam przynajmniej wydawało. Na naszej trasie było pełno małych, stromych pagórków. Podjazdy były zbyt krótkie, aby były widoczne na mapie, a w rzeczywistości zbyt strome, by wjechać na nie z rozpędu. Męcząca to była zabawa.
Rowerem do Liberca
Docieramy w końcu do Liberca – miasta, które większość z nas kojarzy ze skoków narciarskich. To, czego nie każdy się spodziewa, to jak bardzo pofałdowane jest to miasto. Na jednej z ulic mamy wrażenie, że ścieżka rowerowa biegnie pionowo.

Nasz nocleg wypada w Inter hostel Liberec. Bardzo przyjemne miejsce blisko zalewu Harcovský potok. Zaraz obok znajduje się restauracja, więc nie musimy tracić czasu na szukanie posiłku.

Odpoczynek się przyda, bo jutro czeka nas przejazd przez Izery.
Dzień 6: Liberec – Jelenia Góra (74 km, 1295 m w górę)
Ten dzień to dzień podjazdów! Wracamy do Polski, ale najpierw musimy jeszcze pokonać Góry Izerskie. Przed nami sporo wspinaczki, szutry, torfowiska i… piękne widoki.

Podjazd pod Izery
Już na starcie wyjazd z Liberca zaczyna się solidnie, bo 11 km pojazdem z 500 m w pionie. Jedziemy w górę aż pod schronisko i wieżę widokową Rozhledna Královka. Stąd czeka nas krótki zjazd do zapory wodnej Josefův Důl.


Za zalewem wspinamy się kolejne 4 km, drogą prowadzącą przez las – częściowo szutrową, częściowo ułożoną z betonowych płyt. Po osiągnięciu wysokości powyżej 1000 m n.p.m. będziemy się poruszać po górskich grzbietach, bez znaczących podjazdów.


Gravelowo po Izerach
Na szczytach Gór Izerskich odwiedzamy dwa torfowiska wysokie. Pierwsze z nich to Na Čihadle, do którego dochodzi się po drewnianych pomostach nad podmokłym terenem.

Po zdobyciu wysokości przychodzi pora na zasłużoną nagrodę – długie, przyjemne zjazdy leśnymi ścieżkami. Słowa tego nie opiszą, po prostu popatrzcie na zdjęcia:



Po pierwszych łagodnych zjazdach odwiedzamy drugie torfowisko – Torfowisko Mała Łąka Izerska (Malá Jizerská Louka).


Przed opuszczeniem Czech zatrzymujemy się jeszcze w schronisku Kiosek Promenáda na Kofolę. Ostatnia szansa nim wrócimy do Polski.

Dojeżdżamy do potoku Jizera, który tylko kusi, żeby się w nim ochłodzić. I to na nim przebiega granica polsko-czeska. Po przejechaniu mostu jesteśmy już w Polsce.



Ale skoro potok leży w dolinie, to zaraz po przekroczeniu granicy czeka nas jeszcze jeden podjazd – tym razem szutrową drogą przez las.
Jakuszyce i zjazd do Szklarskiej Poręby
Po wydostaniu się z gór, wjeżdżamy na Drogę krajową nr 5 w Jakuszycach – zjeżdżamy nią w kierunku Szklarskiej Poręby. Droga jest ruchliwa, dlatego lepiej nią zjeżdżać, niż podjeżdżać.
Przed Jelenią Górą mijamy kilka opuszczonych fabryk i zabudowań przemysłowych. Znak, że kiedyś ten region tętnił życiem dużo mocniej.


Chwilę później docieramy do punktu końcowego – Jeleniej Góry. Odstawiamy rowery na nocleg i idziemy zwiedzać miasto. Nie powiem, męczący to był dzień – ostateczny wynik: 1295 m w górę.

Dzień 7: Jelenia Góra – Wrocław (155 km, 1227 m w górę)
Ostatni etap naszej rowerowej wyprawy z Pragi przez Drezno, Czeską Szwajcarię i Izery. Jednak w Jeleniej Górze się rozdzielamy – kolega Rafał wraca pociągiem do domu, a ja samotnie ruszam dalej, do Wrocławia.

Szlak rowerowy Doliny Bobru
Po wyjeździe z Jeleniej Góry kieruję się na trasę rowerową wzdłuż rzeki Bóbr. To spokojna rzeka wijąca się przez niewielkie miejscowości. Jest cicho, spokojnie i zielono.

Po kilku dniach w górach liczyłem, że ten dzień będzie bardziej płaski – ale szybko okazało się, że to tylko złudzenie. Podjazdów było całkiem sporo.
Kolorowe Jeziorka
Po drodze trafiam na znak kierujący do Kolorowych Jeziorek w Rudawach Janowickich. Jadę odwiedzić to miejsce, chociaż droga prowadząca tam jest pełen podjazdów. Same jeziorka – choć trochę wyschnięte – rzeczywiście są kolorowe. Te cztery małe zbiorniki wodne powstały w wyrobiskach po dawnych kopalniach pirytu. Swoje zabarwienie – od turkusowego do purpury – zawdzięczają różnej zawartości minerałów w wodzie.



Odwiedzam tylko dwa z czterech jeziorek – do kolejnych prowadzi wąską ścieżka, więc musiałbym zostawić mój rower przy wejściu na szlak.
Po tych nadprogramowych podjazdach wracam na trasę i kontynuuję jazdę.

Przez Świebodzice do Świdnicy
Po opuszczeniu doliny Bobru kieruję się na południowy wschód, w stronę Świebodzic, jadąc częściowo wzdłuż Strzegomki.

Dalej trasa prowadzi do Świdnicy. Na horyzoncie coraz wyraźniej widać Ślężę – samotny masyw wyrastający ponad nizinnym krajobrazem Dolnego Śląska.

A w Świdnicy spotyka mnie niespodzianka – zupełnie przypadkiem trafiam na przejazd Tour de Pologne! Zatrzymuję się na jednym ze skrzyżowań i czekam na przejazd peletonu.


Po przejeździe kolarzy jadę do centrum zrobić sobie przerwę.

Niestety tutaj popełniłem błąd. Dzień był bardzo gorący i słoneczny. Podczas jazdy nie czułem aż takiego upału, bo przepływ powietrza pozwalał mi się jakoś schłodzić. Jednak gdy zatrzymałem się na dłużej w pełnym słońcu, aby poczekać na przejazd kolarzy – przegrzałem się. Mimo godziny bezruchu w kawiarni moje tętno było wysokie, a ja czułem uderzenia gorąca na przemian z zimnymi dreszczami… Była to dla mnie bolesna lekcja na przyszłość.

EuroVelo 9 i Ślęża
Z Świdnicy wjeżdżam na trasę EuroVelo 9, która poprowadzi mnie już prosto do Wrocławia.
Drogi, po których jadę, są piękne – wiją się przez ogromne pola, ciągnące się aż po horyzont. I tylko Ślęża wybija się wysoko ponad ten krajobraz.

W miejscowości Sobótka jestem najbliżej masywu Ślęży. Od teraz już tylko będę się od niego oddalać.

Trasa do Wrocławia jest spokojna – dużo płaskich i prostych dróg.

Meta: Wrocław
O zachodzie słońca wjeżdżam do Wrocławia, przez znane mi Popowice – dzielnicę, w której kiedyś mieszkałem.
Dzień kończę z dystansem 155.7 km i 1227 m w górę. A zakładałem, że pod względem przewyższeń to będzie dużo łatwiejszy dzień niż wczorajszy etap przez Izery… 😅

Podsumowanie
Tak właśnie wyglądała nasza 600 km wyprawa przez Drezno, Czeską Szwajcarię i Izery. To, co najlepsze w tej trasie, to różnorodność: były “nudne” rowerowe autostrady, były zabytkowe miasta, były odcinki naszpikowane podjazdami, były też gravelowe drogi po górach. Wszystkiego po trochu – w sam raz, żeby się nie znudzić, ale też nie “przedawkować” 😀
Najlepiej wspominam drugą połowę naszego wyjazdu, czyli przejazd przez Czeską Szwajcarię, podjazdy przed i za Libercem oraz trasę do Wrocławia. Formacje skalne w tej części Czech są dosyć nietypowe, nie wyglądają jak standardowe, ostre skały – jazda wśród nich wydawała się lekko nierealna. Góry Izerskie dodały nieco przygodowej i terenowej nuty tej podróży. A Dolny Śląsk zachwycił mnie rowerowo… i pewnie jeszcze tam wrócę.
Muszę jednak przyznać, że chociaż pierwsze dni jazdy były płaskie i jednostajne, to prosta trasa i pełna natury dolina Łaby były fajnym miejscem do wyciszenia się i większego kontaktu z naturą.
Zdecydowanie polecam Wam tę trasę – całość, jak i którykolwiek z fragmentów, w zależności czy szukacie trasy pełnej podjazdów, czy szlaku do turystycznego rowerowania. W końcu Elberadweg ma 1300 km i nie kończy się na Dreźnie.
Która część trasy zaciekawiła Was najbardziej? A może już jechaliście którymś z jej fragmentów? Dajcie znać w komentarzach! 🙂
Jeśli ten wpis był przydatny i pomógł Wam w zaplanowaniu swojej wyprawy rowerowej – możecie postawić mi wirtualną kawkę! 🙂